To kubek do mycia psich łap - Paw Plunger.
Został przywieziony z USA przez mojego najwspanialszego szwagra Artura.
Koszt takiego "garnuszka" to ok. 20 dolarów. W Polsce spotkałam w kilku sklepach internetowych ale w dużo wyższej cenie...
My posiadamy rozmiar M (czyli dla średnich psów) i choć wydaje się duży świetnie myje prawie całą długość łapek Camiry.
Jest on szczególnie przydatny gdy wracamy do domu po spacerze, po deszczu gdy łapka jest w kropeczki z błotka albo wręcz jest cała w błocie. Wtedy mamy do wyboru wannę lub nasz Paw Plunger.
Na filmiku łapki nie były zbyt brudne, ale zapewniam Was, że ten sprzęt działa :)
Dobrze, że udało się ogarnąć brudne łapki! Szkoda, że nie przywiozłem na czas nic co pomogłoby z "tłustymi plamkami" ale na szczęście już chyba nie potrzeba.
OdpowiedzUsuńHej,czytam bloga i nie wierzę....Jestem szczęsliwą posiadaczką chłopca z Mielca,ktory urodził się 24.12.2015.Ja wymarzyłam sobie rudego chłopaka i mam teraz kochanego Pharrella.Tydzień temu równiez z Mileca od Marzenki przywiozłam półroczną sunię czarno białą i to była najlepsza decyzja.Basenji powinny byc we dwójkę.W domu panuje czyste szaleństwo.Psiaki kotłują się pół dnia,zeby potem następne pół dnia przespać :)Kocham je do szaleństwa i nie zamieniłabym na żadną inną rasę.Pozdrawiam z Bydgoszczy Asiu.
OdpowiedzUsuńAleż mi miło...
OdpowiedzUsuńDokładnie tak, wtedy urodził się Pharell i (chyba) Aron.
U nas niestety nie ma szans na drugiego "wariata" ale gdyby kiedyś się tak zdarzyło to też innej rasy nie bralibyśmy pod uwagę. Niech się chowają szczęśliwie!!!!!
Bardzo dziękuję za wpis i odwiedziny mojego bloga!
Pozdrawiam serdecznie :)